Polska

niedziela, 2 października 2016

Jesienne klimaty - zdjęcia

Wrzesień już za nami. Poprzedni miesiąc minął mi naprawdę bardzo szybko, niemalże niezauważenie. Jak można się domyślić ma to związek z ogarnianiem spraw codziennych, które niekiedy potrafią na długo pozostać na pierwszym planie i spychać wszystko pozostałe na boczne tory. Wrzesień, wrzesień, a tu już kolejny dzień nowego miesiąca - października. Jedynym pocieszeniem może być to, że nie jestem odosobniony w swoich odczuciach. Nie ukrywam, a wręcz przyznaję, że w minionym miesiącu nieco rzadziej byłem obecny na blogu. Mam jednak duże chęci i nadzieje, że to się zmieni. Pomimo tego, że znajdowałem mniej czasu na prowadzenie bloga to udało mi się uwiecznić jesień na zdjęciach. Dlatego też w ramach przerywnika - pomiędzy wpisami podróżniczymi, zapraszam Was na jesienny, zdjęciowy wpis. Niektóre z nich mogliście już zobaczyć na blogowym Instagramie lub Facebooku. Za oknami na dobre nastała już jesień, a to oznacza, że na blogu czas pokazać to co w niej najlepsze.





Różnokolorowe liście, mieniące się złotem, czerwienią i innymi barwami. Chyba to o tej porze roku lubię najbardziej. Las nie jest już tym lasem, który pamiętam z wiosny czy lata. Jest o wiele ciszej, spokojniej, słońce tak jakby inaczej prześwituje, pojawiają się grzyby, a powietrze jest bardziej rześkie. 



Jesień to jeszcze wielobarwne kwiaty i motyle. 





Nie może zabraknąć zbiorów owoców na pyszne przetwory.




Rześkie poranki i wieczory, inny wygląd krajobrazu i zachodów słońca.



Nie może oczywiście zabraknąć kasztanów.


Zatem czas przywitać jesień i cieszyć się nią dopóki pokazuje to piękniejsze oblicze :)



Czy któreś zdjęcie spodobało się Wam szczególnie ? Lubicie jesień czy raczej nie jest to Wasza pora roku ? Czy macie podobne odczucia związane z biegiem czasu ?


niedziela, 15 listopada 2015

W Królewskim Ogrodzie Światła w Wilanowie


Pałacu w Wilanowie chyba nie muszę przedstawiać, bo zapewne większość z Was go kojarzy, a może nawet kiedyś odwiedzała. Pokazywałem go także na blogu przy okazji innego wpisu, ale sam pałac jak i otoczenie było w "szacie wiosennej" i za dnia. A dziś chciałbym Wam pokazać to miejsce porą wieczorową, nie bez powodu. Mam nadzieje, że Wam się spodoba. 


Królewski Ogród Światła można podziwiać codziennie od godziny 16-21:00, do 13 marca 2016 roku. Dodatkowo w każdą sobotę od 17:30-20:30 na fasadzie pałacu wyświetlaną są 10 minutowe mappingi, które przenoszą widzów w świat bajek, różnych bajek. 




Po obejrzeniu pokazu można jeszcze na chwilę zerknąć na dziedziniec, a  potem skierować się do ogrodów. 



W ogrodach drzewa, kwiaty, a nawet ślimaki, motyle i pszczoły. Wszystko w kolorze :)






W ten oto sposób można spędzić całkiem przyjemny wieczór. Należy jednak mieć na uwadze, że w szczególności w soboty (wtedy są wyświetlane pokazy na pałacu), przychodzi wielu rodziców z dziećmi. Absolutnie by mi to nie przeszkadzało gdyby ci pierwsi panowali nad drugimi, a niestety bardzo często tak nie było. 

Na szczęście atmosfera, pokaz jak i oświetlenie ogrodów rekompensuje pewne niedogodności. Myślę, że będąc tam również w nas - dorosłych budzi się jakaś cząstka dziecka. Jest bajecznie, a może nawet trochę magicznie. 



Jeżeli ktoś z Was słyszał o tym, zastanawiał się czy warto się wybrać to moim zdaniem warto. Myślę, że może być to miło spędzony wieczór i jednocześnie krótki powrót do dzieciństwa. 

Lubicie tego typu wydarzenia, może byliście na tym lub jakimś podobnym ? 

Ceny biletów:

- normalny 10 zł ; ulgowy 5 zł ; dzieci do lat 7 wchodzą za darmo.

Więcej szczegółów i informacji na stronie Muzeum.

niedziela, 6 września 2015

Odkrywając Podlasie - Rezerwat Pokazowy Żubrów


W tej części cyklu "Odkrywając Podlasie" zapraszam Was ponownie do Białowieży, a właściwie w jej okolice. W samej Białowieży mieliście już okazję zobaczyć tamtejszy skansen, a dziś kolejna odsłona. 


Rezerwat Pokazowy Żubrów. Położony nieopodal Białowieży, zjazd do rezerwatu jest tuż przy szosie. Raczej nie sposób go przegapić dzięki znakom.



Jak można się domyślić, w tym rezerwacie można zobaczyć "na żywo" żubry lub jak kto woli "króla puszczy". :) Choć w zamknięciu. Nie jest to jednak typowe ZOO i nie należy tego mylić dlatego, że powierzchnia dostępna dla zwierząt jest bardzo duża, a środowisko, w którym żyją ma charakter pół-naturalny. Pomimo tego, że w nazwie jest tylko żubr to nie oznacza, że nie ma tam innych zwierząt. Są. Głównie te, które są charakterystyczne dla tego obszaru. Na próżno szukać tam tygrysów, słoni czy niedźwiedzi polarnych. Co to to nie. Bilety wstępu kosztują 9,00 zł i 5,00 zł*. Do nabycia w kasie.

Na początku oczom ukazał się jeleń. Choć jego dostrzeżenie sprawiało problem, ponieważ częściowo przebywał w dole. Dlatego też widać tylko połowę.


Kolejnym zwierzakiem był ten łoszak. Przyznam, że ani on, ani też jego rodzice wcale nie stronili od ludzi. Chyba wręcz odwrotnie, a mają przecież dość duży teren i mogą się znacznie oddalić od ogrodzenia, ale może lubią towarzystwo :)


Nie mogło zabraknąć rysia. Jak to zwykle bywa z kotami - ucinał sobie drzemkę. Nie odwiedzałem rezerwatu po raz pierwszy i stwierdzam, że ryś najczęściej przebywa właśnie w tym kącie.


Innym, moim zdaniem mniej przyjemnym zwierzęciem (przynajmniej z wyglądu) jest sztucznie wyhodowany żubroń. Żubroń to krzyżówka żubra i krowy. Oprócz charakterystycznej maści sierści, niektóre z osobników są bardzo duże wręcz trochę nienaturalnie. Ten okaz akurat jest powiedzmy w normie.


Z jednej strony rezerwat jest spory, a z drugiej strony jego przejście wcale dużo czasu nie zajmuje. Ma to jednak też związek z tym, że nie wszystkie zwierzęta da się obejrzeć. Niektórych z nich po prostu nie widać. Dlatego też zwiedzanie idzie trochę szybciej.


Koni polskich nie sposób nie zauważyć. Przebywają na dużym otwartym terenie i w sumie też trzymają się raczej bliżej ludzi. A wyglądają naprawdę godnie.



Na koniec zostawiłem zdawałoby się najważniejszy punkt wycieczki po rezerwacie. Żubr. Gatunek w dalszym ciągu chroniony oraz narażony na wyginięcie. Jednak w mniejszym stopniu niż kiedyś. Zwierzę duże, albo nawet i bardzo duże. Większość osobników zamieszkuje właśnie Puszczę Białowieską zarówno po stronie polskiej jak i białoruskiej. Oprócz tego żubry można spotkać w kilku innych regionach Polski.



Czy w Białowieży lub okolicy można zobaczyć żubra na wolności ? Można. Ale trzeba mieć bardzo, ale to bardzo duże szczęście. Osobiście widziałem żubra tylko raz, a w okolicach bywam dość często. Wydaje mi się, że największe prawdopodobieństwo spotkania może wystąpić w drodze przez puszczę. Zdarzały się przypadki, że żubry wychodziły na drogę i ją blokowały przez krótki czas. Wówczas należy jednak przestrzegać elementarnych zasad bezpieczeństwa i nie wysiadać z samochodu. Warto również zastanowić się czy w miarę możliwości trochę nie oddalić się od osobnika lub stada, bo nigdy nie wiadomo co może im przyjść do głowy. Słonia rozgniatającego samochody mogliśmy już oglądać, żubra przynajmniej rysującego karoserię chyba jeszcze nie.

Miejscami uwagę mogą przykuwać stare, połamane drzewa. Jeżeli ktoś chciałby przejść się nieco po puszczy to jest specjalna kładka żubra - tzw. żebra żubra (ok. 4 km długości), która prowadzi z Białowieży do rezerwatu i oczywiście odwrotnie. Szedłem nią kilka ładnych lat temu, była w średnim stanie.



Oprócz pokazanych tu zwierząt, rezerwat zamieszkują jeszcze wilki, dziki chyba również sarny. Tak jak wspominałem - nie wszystkie zwierzęta da się zobaczyć.

Odwiedzaliście kiedyś jakiś rezerwat ? Widzieliście "króla puszczy" ? :) 


*ceny aktualne w miesiącach lip/sie 2015 r. 

środa, 19 sierpnia 2015

Odkrywając Podlasie - Szlak Tatarski (Meczet w Kruszynianach)


W pierwszym wpisie otwierającym serię "Odkrywając Podlasie", pokazywałem Wam jedno z miejsc w Białowieży, a dokładnie znajdujący się tam skansen. W tym wpisie oddalamy się nieco od tej miejscowości, a także wędrujemy w zupełnie inny obszar kulturowy.


Kruszyniany. To bardzo mała miejscowość, położona na wschód od Białegostoku w odległości ok. 60 km. Dojazd samochodem zajmuję ok. 50 minut. Istnieje kilka tras, którymi można tam dotrzeć, ale najpopularniejszą chyba jest ta przez Supraśl i Krynki.


To właśnie między innymi w Kruszynianach zamieszkuje nieliczna mniejszość tatarska, którą można spotkać w tym rejonie Polski. W związku z tym Kruszyniany są jednym z miejsc na Szlaku Tatarskim, które koniecznie należy odwiedzić. Wszystko za sprawą obecnego tu meczetu.

Tatarzy (oczywiście mowa o Tatarach zamieszkujących Polskę)Są to obywatele polscy, narodowości tatarskiej, wyznający islam. Obecni na ziemiach polskich od kilkuset lat. Dość dobrze jak nie bardzo dobrze zasymilowani ze społeczeństwem. Oprócz wyznawanej wiary i pewnych zasad, które z niej wynikają, nic ich raczej nie powstrzymuje przed tym, aby się nie dogadywać z innymi. Porozumiewają się językiem polskim. Nie są liczną mniejszością, ponieważ szacuje się, że Polskę zamieszkuje od 2500-3000 Tatarów. Rozmieszczeni są w różnych częściach kraju. Oprócz Białegostoku i w ogóle całego regionu, to również Gdańsk, Warszawa czy Wrocław (także okolice tych miast). 

Szlak Tatarski. Na Podlasiu istnieją dwa takie szlaki. Na jednym z nich (dużym), leżą właśnie Kruszyniany. Inne miejscowości to Bohoniki (tam również znajduje się meczet), Drahle czy Wierzchlesie. 


Do Kruszynian przyjeżdża się głównie po to, aby zobaczyć i wejść do wnętrza meczetu. Jak wiadomo nie ma ich w Polsce tylu co cerkwi czy kościołów. Obecny tam meczet to drewniana budowla z 1795 roku. 




Wnętrze obiektu nie jest duże. Jednak nie przeszkadza to w tym, aby trochę się rozejrzeć. Poznawanie islamu oraz kultury tatarskiej przybliża przewodnik. Myślę, że z takiego spotkania można sporo "wynieść", jeżeli jest się zainteresowanym słuchaniem.  


Do 5 filarów islamu (czyli 5 najważniejszych czynności, zasad), które powinny być wypełniane przez przykładnych muzułmanów zalicza się:

1) wyznanie wiary (Szachada); 

2) modlitwę (Salat); 

3) jałmużnę (Zakat); 

4) post (Saum); 

5) pielgrzymkę do Mekki (Hadżdż). 


Meczet jest otwarty dla zwiedzających w sezonie letnim - od maja do końca września, w godzinach od 9.00 do 19.00. Wstęp 5 zł, bilet ulgowy 3 zł. Warto wiedzieć i pamiętać, że przed wejściem do sali głównej meczetu, należy zdjąć obuwie. Wypadałoby także, aby kobiety wchodziły w nakryciu głowy zakrywającym włosy - akurat ten punkt nie jest mocno przestrzegany, ani też egzekwowany przez opiekunów obiektu, przewodnika. Skoro jednak wiadomo, że tak jest przyjęte to dlaczego by się do tego nie zastosować. 

Nieopodal meczetu znajduje się cmentarz muzułmański - mizar. 



Można na nim spotkać bardzo stare nagrobki w postaci jedynie kamieni. Z niektórych, a właściwie z większości jest już niezwykle trudno cokolwiek odczytać. 




W islamie zasady pochówku są inne niż chrześcijaństwie. Zmarłego należy pochować w miarę jak najszybciej po jego śmierci. Ciało jest myte, a otwory zatykane. Następnie ciało zawija się w tkaninę, a do grobu składa się najczęściej bez trumny, prosto do ziemi. Co ważne - głowa powinna być skierowana w kierunku Mekki. 



Obecne są  i nowsze pomniki, podobne do tych powszechnie znanych i widzianych na innych cmentarzach.


Meczet i cmentarz to jeszcze nie wszystko. Wizytę w Kruszynianach można dopełnić od strony kulinarnej, próbując lokalnych przysmaków kuchni tatarskiej np. pierekaczewnika. Miejscem, w którym można to zrobić jest Tatarska Jurta. 




Ponieważ głód nam nie doskwierał, zdecydowałem się na słodką przekąskę i kawę. 


Przyznam, że nie była to moja pierwsza wizyta w tym miejscu, ale niewiele się zmieniło pod względem smaku. Za pierwszym razem próbowałem wraz ze znajomymi kilku dań, tym razem tylko coś słodkiego. Jednak szału nie ma. Podobne dania przyrządzane gdzie indziej o wiele bardziej mi smakują niż tam. Ale jeżeli już się jest tam na miejscu to warto czegoś spróbować i wyrobić sobie swoje własne zdanie. 

Obok gospodarstwa agroturystycznego, możemy zobaczyć, a także wejść do jurty. 




Kruszyniany to jeden z doskonałych przykładów tego, że określenie wielokulturowe Podlasie nie jest przesadzone ani też nie jest nadużyciem. Żyje tu wielu przedstawicieli różnych kultur - białoruskiej, litewskiej, polskiej, tatarskiej czy ukraińskiej,  a w przeszłości także żydowskiej. 

Wiedzieliście, że w tym regionie Polski są obecni Tatarzy ? Może ktoś z Was odwiedzał Kruszyniany ?

piątek, 24 lipca 2015

Odkrywając Podlasie - Skansen w Białowieży


W jednym z kilku ostatnich tygodni jeździłem trochę po swoim regionie, odwiedzając różne miejsca, nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni. Starałem się również w miarę na bieżąco informować na Facebooku czy Instagramie o tym gdzie i co zwiedzam. Poniższe zdjęcie część z Was może kojarzyć właśnie z Facebooka, ponieważ zapowiadałem nim nadchodzące wpisy o Podlasiu. 


Odkrywając Podlasie. To nowy blogowy cykl, w którym będę przedstawiać różne miejsca warte odwiedzenia. Pomyślałem, że warto je pokazać, ponieważ w dużej mierze są mi bliskie i po prostu je znam. O części z nich być może wiecie, a o niektórych dopiero przeczytacie. Czy cykl będzie długi ? Nie wiem, domyślam się jednak, że co jakiś czas tego typu wpisy będą się pojawiać. 

Białowieża. To chyba dość znana nazwa miejscowości, która kojarzona jest głównie z Puszczą Białowieską czy obecnością żubra. I słusznie ! Niekiedy nazywana "krainą żubra". Ta miejscowość to naprawdę małe miasteczko, od którego w odległości kilku kilometrów przebiega granica państwa, a Białoruś jest niemalże na wyciągnięcie ręki. Z Białegostoku do Białowieży trzeba pokonać nieco ponad 90 kilometrów. O samej Białowieży jednak przy innej okazji. 

W tym wpisie chciałbym przedstawić obiekt, który w czasie ewentualnej wizyty w Białowieży zdecydowanie warto odwiedzić. Z tego co się orientuję rzadko można go znaleźć w przewodnikach czy informatorach turystycznych. O czym mowa ? 


Skansen. Z pewnością każdy wie co to jest skansen, a także to, że w Polsce trochę ich jest. Białowieski skansen, a dokładnie Skansen Architektury Drewnianej Ludności Ruskiej Podlasia w Białowieży położony jest na dość otwartym terenie. Składa się on z kilku drewnianych chat, bardzo małej cerkwi, stodoły, ruskiej bani (sauny) czy wiatraków. Skansen powstawał przez wiele lat - w szczególności w latach 80-tych i 90-tych. Choć do dnia dzisiejszego można zaobserwować różne prace konserwacyjne, ale i budowlane. Całkiem niedawno na teren skansenu sprowadzono lub zbudowana od nowa kolejną chatę. 


Obecne tam drewniane domy zostały sprowadzone z okolicznych wsi. Najczęściej wyglądało to w taki sposób, że dom był rozbierany, a jego elementy numerowane (w szczególności chodzi o deski - ściany domów oraz podłogi). Po przeprowadzce do Białowieży było to wszystko na nowo składane, a dach pokrywano z reguły nowym gontem.


Miejscami widać wspominane oznaczenia. Niektóre z domów są otwarte i można do nich zajrzeć.



To zdecydowanie jeden z większych obecnych tam budynków. Wewnątrz stodoły można także znaleźć różne przedmioty.





W krajobraz skansenu zdecydowanie wpisuje się jeden z wiatraków, który stoi w centralnym punkcie całego obiektu.




Niezwykle klimatyczna jest również poniższa cerkiewka. Pomimo tego, że wewnątrz nikogo nie ma to można do niej swobodnie wejść, rozejrzeć się, zakupić jakąś drobną pamiątkę (w szczególności ikony). Co ciekawe, co jakiś czas odbywają się w niej pewne nabożeństwa, uroczystości.



Przez teren skansenu przebiega rzeka Narewka, która jest dopływem Narwi. Narewkę można zobaczyć tuż za banią, do której jednak wstępu nie ma. 


Zwiedzanie skansenu możliwe jest głównie w okresie wakacyjnym, a także w długie weekendy, zwłaszcza w majowy choć nie tylko. Wysokość cen biletów wstępu jest symboliczna. Z tego co pamiętam ulgowy 4 złote, a normalny 7 lub 8 zł. 


Mam nadzieje, że nowy cykl Wam się spodoba. Jeszcze bardziej się ucieszę jeżeli skłonię kogoś do tego, aby odwiedził ten region.

Byliście kiedyś w jakimś skansenie ? Może ktoś z Was odwiedzał już Podlasie i przy okazji zawitał do Białowieży  ?

sobota, 31 stycznia 2015

Nowość w Warszawie czyli Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN


W jeden z ostatnich weekendów odwiedziliśmy w Warszawie nowe miejsce. Jest to niedawno otwarte Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Nowoczesne, nowe, interesujące i warte zobaczenia. 

Bilety polecam kupić przez internet z uwagi na duże zainteresowanie. Możemy mieć problem z ich nabyciem w kasie i bezpośrednim wejściem na wystawy. Dlatego warto kupić je z wyprzedzeniem. 
Istnieje kilka opcji zwiedzania - samodzielnie, z przewodnikiem, lub audio-przewodnikiem ( chyba 10 zł). Oprócz tego można wejść na wystawę czasową lub stałą. Wszystko w zależności od opcji, którą wybierzemy. My zwiedzaliśmy samodzielnie i tylko wystawę stałą.  Dlaczego ? O tym trochę później. Na początek kilka informacji praktycznych.

Ceny kształtują się następująco: 

BILET NORMALNY
  • wystawa stała - 25 zł 
  • czasowa ( w tej chwili: Jak zrobić Muzeum) - 12 zł
  • łączony (wystawa stała+czasowa) -  30 zł
BILET ULGOWY 
  • wystawa stała - 15 zł
  • czasowa - 8 zł 
  • łączony - 20 zł 
W czwartki zwiedzanie wystawy stałej jest darmowe.

Po szczegóły, dotyczące opcji zwiedzania i cen biletów odsyłam na stronę muzeum.  

POLIN otwarte jest codziennie oprócz wtorków. W poniedziałki, czwartki i piątki można je odwiedzać w godzinach od 10-18. Z kolei w weekendy o 2 godziny dłużej. 
Skoro trochę informacji już za nami, to teraz pora na zdjęciowe zwiedzanie :)





Jak wspomniałem, muzeum jest naprawdę ciekawe. Nazwa mówi sama za siebie - ukazuje historię Polskich Żydów. Przechodząc przez poszczególne części wystawy stałej, mamy do czynienia z różnymi latami, wiekami. Powiem Wam, działo się. 



Przechodzimy przez różne sale, części. Mijamy aranżacje - targu, synagogi, dworca kolejowego, ulicy w mieście.



Całkiem niezła biblioteka, elegancki księgozbiór :)


A to już dworzec kolejowy. Przy kasach, za zegarem można nabyć bilet. Wystarczy go sobie oderwać z całego pliku. Następnie można go skasować, w specjalnym kasowniku, który wytłacza nazwę tego Muzeum. To bilety na 3, najgorszą klasą. 



Nie brakuje również elementów trudnych czasów, okresu wojen światowych czy Holocaustu. 






To już właściwie koniec odwiedzin. Oczywiście nie pokazaliśmy tu wszystkiego. Zwiedzanie zajęło nam ok. 2 godzin. Jednak tak naprawdę mogłoby, a może powinno zająć więcej. Jednak tego dnia więcej czasu poświęcić nie mogliśmy. Absolutne minimum, które warto sobie zarezerwować na zwiedzanie to 2 godziny. Wydaje mi się jednak, że optymalnym czasem byłyby 2,5-3 godziny. Przed odbiorem ubrań z szatni, warto jeszcze zajrzeć do sklepu z pamiątkami. Kupiliśmy zakładki i kubek. Ceny przystępne. 


Interesujące eksponaty, historie, zdjęcia, grafiki, krótkie filmy. Przekrój właściwie przez całą historię. Takie jest Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.  Naszym zdaniem jest to miejsce, które zdecydowanie warto odwiedzić,a  kto wie może i wrócić. 

Planujecie odwiedzić POLIN ? Spodobało się Wam te Muzeum ?


Miło nam było Ciebie tu widzieć :)


piątek, 19 grudnia 2014

Targowo w Warszawie


Kilka tygodni temu odwiedziliśmy Warszawskie Targi Turystyczne. Wystawiało się tam wiele interesujących krajów, miast i firm. Niektóre ze stanowisk przyciągały uwagę, bo były ciekawie zorganizowane, estetyczne i przyjemne dla oka.

W związku z tym, że targi trwały kilka dni to liczba odwiedzających mogła się rozśrodkować. Były momenty, że gości nie brakowało, ale zdarzało się, że momentami było pustawo.


Wystawców było naprawdę wielu. Mnóstwo egzotycznych krajów, interesujących ludzi. W niektórych miejscach były degustacje regionalnych specjałów jak wina, sery. Osobiście najbardziej rozglądałem się za krajami arabskimi ze względu na moje zainteresowania. Poniżej tylko dwa z wielu, bo był jeszcze Iran, Indonezja, Egipt itp. 



Ciekawa była Japonia. Można było popatrzeć jak się robi origami a także zapisać swoje imię po japońsku  no i zrobić zdjęcie na sztucznym tle :) 



Można było spotkać również chińskie Chengdu, w którym królują misie panda. Szkoda, że nie była żywa :)


Zauważyłem, że ostatnimi czasy popularna staje się Laponia, a może wręcz i modna. Nie zabrakło również jej.


To tylko kilka zdjęć żeby pokazać Wam mniej więcej jak to wyglądało. Z reguły było raczej ciekawie i warto było się tam udać. Ale czasami na niektórych stanowiskach nie prezentowano niczego ciekawego a nawet prezenterzy nie byli zainteresowani gośćmi. Przynajmniej można było potem doczytać sobie różne informacje z folderów, których było bardzo dużo. 




I na koniec znane hasło z  mediów: Incredible India czyli Niesamowite Indie.



Miło nam, że tu zaglądasz. Dziękujemy.


wtorek, 18 listopada 2014

Łodzi ciąg dalszy



Czy spodobał Wam się spacer Piotrkowską ? Jeżeli tak to zapraszamy na kolejne miejsca w Łodzi, które odwiedziliśmy w trakcie naszej krótkiej wizyty w tym mieście a jeśli nie to może teraz będzie ciekawiej. Będą to trzy różne miejsca, ale w stosunkowo bliskiej odległości od siebie i przede wszystkim skupione w jednej części miasta co jak wiadomo zaoszczędziło nam czasu. 

Zaczniemy od Manufaktury. Być w Łodzi i nie być w Manufakturze  ? Też wyszliśmy z takiego założenia. Czy ta nazwa to tylko ładna otoczka dla zwykłego, pospolitego centrum handlowego ? Na pewno też, ale nie do końca. Poniższa brama  jest przepustką do tego miejsca. Choć pewnie zależy, od której strony wejdziemy.



Manufaktura to potężne centrum handlowe, kulturalne, rozrywkowe i usługowe. Powstało na miejscu dawnej fabryki Poznańskich. Obok, znajduje się Pałac Poznańskich, o którym w dalszej części wpisu. Cała koncepcja tego miejsca opiera się na czerwonej cegle i zachowania przynajmniej częściowo fabrykanckiego wyglądu, który w połączeniu z nowoczesnością, dzisiejszymi czasami daje ciekawy efekt. 






Manufaktura wydaje się być podzielona na kilka części. Handlową-usługową-restauracyjną-rozrywkową i kulturalną. W jednym miejscu jest mnóstwo sklepów, w innym restauracji a w jeszcze innej części znajduje się kino. W lato jest też miejsce do gry w siatkówkę na rynku Manufaktury. Tam też odbywają się różne wydarzenia kulturalne.







A skoro mowa o kulturze to warto napisać, że mieści się tu klika muzeów. Muzeum Sztuki, Muzeum Historii Miasta Łodzi czy Muzeum Fabryki. Moim zdaniem w jeden dzień trudno wszystko to zobaczyć. Dlatego też jest pretekst do tego, aby tam kiedyś jeszcze powrócić. 



Tymczasem przenieśmy się do wspomnianego gdzieś wyżej - Pałacu Poznańskich. Znajduje się on, obok całego kompleksu. To w Pałacu znajduje się Muzeum Miasta Łodzi. Jest to XIX wieczna budowla, oczywiście fabrykancka. Naprawdę jest okazały, bardzo ładny. Warto wejść do środka. Bilety nie są drogie (10zł). Pałac zaskakuje. 






Zdjęć z wnętrz pałacowych nie mamy, bo widzieliśmy zakazy. Jednak zwiedzający i tak je wykonywali, ale my już sobie darowaliśmy. Dlatego też tylko z zewnątrz i od czoła. Wejście do Muzeum jest z II strony, od ulicy.



Ten dzień był okropny pod względem aury. Przez cały czas coś mżyło, padało. Jak już wydawało się, że przestało to zaraz znowu trzeba było rozkładać parasol. Nie było to zachęcające do tego,aby chodzić gdzieś jeszcze. Jednak zostałem namówiony żeby udać się w jedno miejsce. Pierwsza myśl dotyczyła Cmentarza Żydowskiego. Jednakże tego dnia był zamknięty ze względu na Szabas. Nie miało więc to sensu. Tym niemniej trafiliśmy na cmentarz, ale Stary. To może 15 minut pieszo od Manufaktury.

Jak na cmentarz przystało ma on kilka bram. My weszliśmy tą, gdzie zaraz zaczynała się ta aleja. Bardzo mi się to spodobało.



Może słów kilka o Starym Cmentarzu. Został otwarty w 1855 roku, jest do dziś ważną nekropolią łódzką, ale i pewnie aglomeracyjną. Znajdują się na nim liczne grobowce Łódzkich Fabrykantów, osób zasłużonych i tych zwykłych. Oprócz samych nagrobków uwagę przyciągają dwie, duże budowle. Są to Kaplica Heinzlów oraz Scheiblera. Nie mamy ich zdjęć, ponieważ trwa ich remont i są zasłonięte zieloną siatką. Mamy za to kilka zdjęć pomników. 





Wydaje się, że nie ma tam dominującej, jednej formy. Jedne są bardziej wymyślne, drugie mniej. Są wielkogabarytowe i normalne. Nie ulega jednak wątpliwości, że sporo z nich to dzieła sztuki.










Spacer po tym Cmentarzu należał nawet do przyjemnych. Było to jeszcze tydzień po święcie więc w większości miejsc stały  znicze, chryzantemy. Dzięki temu odnosiło się wrażenie, że nie jest ponuro tylko kolorowo. 



Tylko tyle a może aż tyle zdołaliśmy zobaczyć w Łodzi. Sporo osób wskazywało po opublikowaniu pierwszego wpisu, że oprócz Piotrkowskiej, miasto jest zielone. I to prawda. Nie była to moja pierwsza wizyta w tym mieście, ale któraś z kolei. Trzecia a może czwarta. Do miejsc, które warto by odwiedzić na pewno dodałbym łódzkie zoo, ze sławnymi żyrafami, które ktoś "wytłukł" przez głupotę, ale podobno pojawili się następcy. Ale też inne pałace, bo przecież nie jeden Poznańskich tam się znajduję. Łódź oferuje naprawdę wiele interesujących miejsc. Jeżeli jednak chodziłoby o dłuższy pobyt, zamieszkanie to raczej nie. Po prostu to nie to. 

O Łodzi także:

Miło nam, że razem z Tobą odwiedziliśmy zakątki Łodzi :) 



sobota, 15 listopada 2014



Piotrkowska w Łodzi

Minął tydzień od naszego kilkudniowego pobytu w Łodzi. Tak jak informowaliśmy nieraz, miał on charakter bardziej roboczy niż podróżniczy. Po mimo tego, udało się co nieco zobaczyć przeznaczając jeden dzień na "Łódź". Tak wiem, brzmi to zbyt szumnie, ale dobre i to. Po mimo tego jesteśmy zadowoleni, że chociaż trochę udało się zobaczyć. A co ? Tego dowiecie się z tego i kolejnego wpisu, na które serdecznie zapraszamy.  

Dziś chcielibyśmy Wam pokazać ulicę Piotrkowską, jej kamienice, otoczenie. Mieliśmy bardzo ułatwione zadanie, aby się na niej znaleźć, ponieważ znajdował się tam nasz hotel. Chodziliśmy więc nią codziennie, po kilka razy. Tak jak pisaliśmy na Facebooku, pogoda była delikatnie mówiąc taka sobie. Cały czas coś padało, mżyło, było mokro. Dlatego też niekoniecznie dużo mamy zdjęć. Spacer czas zacząć.




Ta kamienica bardzo mi przypadła do gustu, choć przyznam, że wiele jest takich i chyba każdemu któryś budynek się spodoba.




Na całej długości ulicy po lewej, po prawej stronie są naprawdę imponujące budowle. Warto czasem skręcić i zagłębić się w inne uliczki. Choć na samej Piotrkowskiej jest co podziwiać. 






Może warto jeszcze coś dodać o samej ulicy, którą w tej chwili idziemy. Ulica Piotrkowska tonajdłuższa ulica handlowa w Europie. Ma trochę ponad 4 km długości. Imponująco. 
A skoro jesteśmy już przy sklepach to zawitaliśmy do ciekawie wyglądającego z zewnątrz.



Znajdziemy w nim przyprawy, kawę, herbatę. Przyznam jednak, że spodziewaliśmy się trochę czegoś innego. Chciałoby się rzec, że nazwa zobowiązuje. Ale trochę tak jest. Oprócz plastikowych,szklanych opakowań na pólkach i tym podobnym spodziewaliśmy się płóciennych worków etc. Ale tak nie było. Nie piszę tego bez powodu, bo polecono mi ten sklep,aby go odwiedzić. Jednak osoba polecająca była tam kilka lat temu i właśnie zastała tam klimat kolonialny. Ja niestety nie. W każdym razie, kupiłem nawet dwie przyprawy - jedną indyjską drugą arabską. Nie mogę zarzucić braku ciekawego asortymentu, bo ten jest jak najbardziej.






Idą dalej przed siebie, mijamy Pomnik Artura Rubinsteina. Nie mamy niestety zdjęcia, ponieważ w tym czasie odbywała się jakaś gra miejska i przy fortepianie (to przedstawia pomnik) był punkt, posterunek gry.
Na ulicy znajduję się również Aleja Gwiazd. Wśród, której znajdują się między innymi aktorzy, reżyserzy, scenografowie i nie tylko.







Piotrkowską na pewno będę kojarzyć z "zatrzęsieniem" banków, biur podróży i kebabów. Tych ostatnich jest pełno chyba w całym mieście. Naprawdę. Wędrujmy jednak dalej. 





Większość budynków jest odnowionych. Nie ma co się dziwić, skoro jest to cześć reprezentacyjna dużego miasta. Łódź ma przecież chyba 700 tysięcy mieszkańców. Oprócz samych kamienic, warto zwrócić uwagę na detale, które je zdobią. Iście mistrzowska i misterna robota. 




Dotarliśmy nawet do numeru 1, przy Placu Wolności.




I na wysokości tego numeru, po drugiej stronie ulicy znajduję się ten kościół. 




Samą Piotrkowską nie kursują tramwaje, autobusy. Ale przy Placu Wolności już tak. Jechał właśnie dość leciwy tramwaj. To co może się nasuwać to to, że kolor komunikacji miejskiej jest taki sam jak warszawski: żółto-czerwony lub na odwrót, jak kto woli. Oprócz transportu, widać też podobieństwo w tabliczkach adresowych. 




Fajne jest to, że na Piotrkowskiej są też różne pomniki, rzeźby. Nie jest po prostu monotonnie przez cały czas. Jest na przykład figurka Misia Uszatka. Choć podobno jakiś czas temu padła łupem złodziei... . Pozostawię to bez komentarza. 




A poniżej inne.




Z kolei Piotrkowska 77 ma ciekawy sposób informacji odnośnie swojego numeru.




I tak spacer dobiegł końca. Zdajemy sobie sprawę, że zdjęć może nie za wiele a spacer za krótki. Jednak to tyle na ile mogliśmy sobie pozwolić. W drugim wpisie zabierzemy Was w inną część miasta. I pokażemy to co tam zobaczyliśmy.W komentarzach możecie zgadywać, proponować gdzie jeszcze byliśmy :) 





I jak Piotrkowska, spodobała się Wam ? Bo mnie tak, ale mogłoby być bardziej zielono.


Miło nam, że razem z Tobą odbyliśmy ten spacer :) 

czwartek, 6 listopada 2014

Niespiesznym krokiem po Wyspie Młyńskiej



Przenosimy się do Bydgoszczy a właściwie jej centrum. Odwiedziliśmy ją jeszcze na początku września, udało się też wtedy wyskoczyć do Torunia, ale zdecydowanie na dłużej (wpis). Była naprawdę świetna pogoda. Po mimo tego, że była to niespieszna wizyta to mogła trwać zaledwie 2-3 godziny. W związku z tym, dotarliśmy tylko do jej serca a i tak wszystkiego nie zobaczyliśmy. W sumie nie wiedzieliśmy  nawet czy będziemy mogli sobie pozwolić na ten wypad. Dlatego krótko przed wyjazdem, zapytaliśmy Was na Facebooku co warto zobaczyć. Odpowiedzi było kilka, z których jednoznacznie wynikało, że należy udać się w okolice centrum i Wyspy Młyńskiej. Tak też zrobiliśmy. 

Samochód zaparkowaliśmy na parkingu koło tego mostku. Muszę wyrazić zdziwienie, bo okazało się, że płatna strefa parkowania, obowiązuje też w sobotę. Kolejną rzeczą, która rzucała się w oczy to sporo remontów, rewitalizacji. I dotyczyło to nie tylko tej części miasta, ale w innych miejscach było podobnie. Przekroczyliśmy w końcu most Jerzego Sulimy-Kamińskiego, prowadzący między innymi w kierunku Starego Rynku. 


Rzeka, która przepływa pod mostem to Brda. A rzeźba, którą widać to po prostu "Przechodzący przez rzekę".  Zaraz obok mostu, znajduje się taki budynek. Z tego co pamiętam, w tamtym czasie była tam wystawa tematyczna.


Zanim udaliśmy się na Wyspę czy Rynek to naszą uwagę, zdecydowanie przykuwał ten oto budynek. To Opera Nova. Budowla niezwykle charakterystyczna. Widać ją od strony Wyspy i miasta. 


Docierając do Wyspy Młyńskiej, idzie się wzdłuż Bydgoskiej Wenecji. 



Sama Wyspa zrobiła na mnie wrażenie. Jest tam naprawdę ładnie. Czysto, zielono, zadbanie. Choć muszę przyznać, że w innych częściach miasta również było czysto. To dla mnie dość ważne.Wyspę zdobią zabytkowe budynki. Jest tu klimatycznie. Sporo ludzi, dzieci. Dowiedziałem się też, że to tu ma miejsce część wydarzeń kulturalnych i nie tylko. 




Te budynki to Młyny Rothera. Właściwie gdzie się nie obejrzymy, tam dostrzeżemy jakieś ciekawe miejsce. Niedaleko znajduje się też mennica, karczma i wiele innych.



Jest też plaża. 




Jednak nie wszystkim tu wolno :) 




 Miejsce jest naprawdę fajne, można by tam spędzać całe godziny.









Co ciekawe, kursują tu tramwaje wodne. To fajny pomysł na przepłynięcie i zobaczenie miasta z pozycji łodzi/statku. Jednak godziny rejsów niezbyt pasowały. 

Kierując się na Stary Rynek można spotkać różne instalacje, te na przykład były na ścianie budynku oraz na ziemi. A niedaleko Kościół św. Marcina i Mikołaja. 





Rynek, wygląda raczej zwyczajnie. Co nie oznacza, że jest zły. Tak jak wszędzie, dużo lokali, sklepików. Jest i Ratusz.







Przez Bydgoszcz przejeżdżaliśmy jeszcze kilkukrotnie, zajrzeliśmy nawet do jednego z centrów handlowych, ponieważ wymagała tego sytuacja. Miasto wydaje się być raczej przyjazne, zadbane. Będzie mi się kojarzyć z mostami, mosteczkami, Brdą. Jeżeli jesteście w okolicy i macie mało czasu na zobaczenie wszystkiego to dobrą alternatywą może być same centrum. To w końcu wizytówka każdego miasta. 


Dziękujemy za odwiedziny, miło nam :) 

wtorek, 28 października 2014

Muzeum Powstania Warszawskiego- zdjęcia



Zgodnie z tym, co wczoraj można było zobaczyć na blogowym Facebooku, znaleźliśmy się w Warszawie. Wykorzystując ładny dzień i odrobinę wolnego czasu, obraliśmy jako kierunek - Muzeum Powstania Warszawskiego. Jest to jedne z nielicznych muzeów, które było otwarte. Jak wiadomo, w poniedziałki tego typu instytucje są raczej zamknięte. 


MPW zostało otwarte w przeddzień 60. rocznicy Powstania Warszawskiego w 2004 roku. Prawdę mówiąc byłem zaskoczony, że minęło już 10 lat od otwarcia. Zdałem sobie sprawę, po raz kolejny,jak szybko płynie czas.
Mieści się ono przy ulicy Grzybowskiej, Przyokopowej na Woli. Dojazd z np. Dworca Centralnego jest bardzo prosty. To tylko kilka przystanków tramwajem- linie 8,24.

Czynne jest codziennie, oprócz wtorków. Zazwyczaj od godziny 8-18, z wyjątkami. Szczegółowe informacje można znaleźć na stronie obiektu. Bilety raczej nie są drogie. Normalny 14 zł  ulgowy 10 zł. W trakcie zwiedzania, można też obejrzeć, krótki 5 minutowy film "Miasto Ruin". To obraz  w 3D pokazujący skalę zniszczeń, z lotu ptaka. Dodatkowy bilet kosztuje 2 zł, warto go obejrzeć. Czas zwiedzania zajął półtorej godziny. Ale pewnie można dłużej lub krócej. 


Tak więc, mając bilety czas na wejście. Z góry przepraszam za jakość zdjęć. Nie są one dobrej jakości, ponieważ w Muzeum panuje raczej półmrok a miejscami nawet jest ciemno. Poza tym nie wiedziałem, że można robić zdjęcia, A MOŻNA - co zasługuje na dużą pochwałę. I nie trzeba żadnych dodatkowych pozwoleń czy biletów. W związku z tym zdjęcia tylko z telefonu. 



Jak tytuł wpisu mówi, nie będę opisywać wszystkich eksponatów czy samego muzeum. Przedstawimy tu zdjęcia, które mamy nadzieje - będą zachętą do tego, aby odwiedzić Muzeum Powstania Warszawskiego. 


Właściwie,w centralnym punkcie w muzeum, przed wejściem do sali, w której wyświetlany jest film "Miasto Ruin", podwieszony jest bombowiec. Jego rozmiary zdecydowanie robią wrażenie.

W Muzeum oprócz przedstawienia, walki powstańców i wszystkiego tego co z nią związane nie pominięto wątku ludności cywilnej. W kolekcji znajdują się zdjęcia z codziennego życia mieszkańców Warszawy. Widzimy ich cierpienia i bolączki. Ale nie tylko to. 







Bardzo ciekawym rozwiązaniem są kartki z kalendarza. Można je zbierać przez całą wycieczkę po muzeum. Dowiemy się z nich, co danego dnia się działo. Fajna pamiątka.


Zgromadzone tu są różne mundury, opaski, rzeczy osobiste Powstańców. 







W zbiorach znajdują się liczne, inne eksponaty. Na przykład broń. 






Na ścianach wiszą ciekawe plakaty, opisy. Niektóre z nich propagandowe. 










W jednej z sal, znajduje się drukarnia. Można tam zobaczyć ogromne maszyny drukujące, które służyły do tworzenia ulotek, gazetek. 

Muzeum jest niezwykle multimedialne. Pełno w nim stanowisk, monitorów, na których możemy coś sprawdzić, zobaczyć, obejrzeć, dowiedzieć się interesujących rzeczy. Oprócz multimediów, jest tak po prostu, po ludzku ciekawe. Nie sposób tu opisać i pokazać wszystko, bo to bardzo trudne.

Polecam odwiedzić MPW i poznać historię od tej ciekawszej strony. Jednak w moim odczuciu, dość często panuje tam  chaos, jest głośno. To jest na minus, to mi przeszkadzało w skupieniu się nad pewnymi eksponatami, bo cały czas coś rozpraszało uwagę. Nie oznacza to jednak tego, że wizytę odradzam. Wręcz przeciwnie. Samo Muzeum jak najbardziej polecam.


Jeszcze raz przepraszam za jakoś zdjęć. 

Miło nam, że jesteś tu :) 

sobota, 4 października 2014

Miasto Kopernika-spacerem po Toruńskiej Starówce + mini konkurs



Pierwszy raz byliśmy w Toruniu przejazdem, w drodze do Gdańska. Pamiętam jak dziś ten dość upiorny,nocny pociąg - Ustronie. Ale też doskonale pamiętam, że ok. 1 w nocy, przejeżdżaliśmy przez jakiś most nad Wisłą. Okazało się, że wjeżdżamy do Torunia właśnie.To co od razu rzuciło się w oczy to bardzo dobrze oświetlone Stare Miasto. Było jasno, prawie jak w dzień. To wtedy stwierdziłem, że chcę odwiedzić i zobaczyć Toruń.



 W tym roku, nadarzyła się okazja, aby odwiedzić te miasto - za sprawą pobytu w Bydgoszczy. Do Torunia wyruszyliśmy rano.Jazda samochodem nie zajęła więcej niż godzinę. Co oczywiste, skierowaliśmy się od razu w kierunku Starówki, którą niejako otwierają Areszt Śledczy i Planetarium. Pierwsze i pozytywne wrażenie zrobiły na mnie już te dwa budynki.






Kilkadziesiąt kroków dalej znajdował się już Rynek Staromiejski. A na nim oczywiście Ratusz, Pomnik Kopernika i Kościół św. Ducha, Dwór Artusa.




zegar ratuszowy





Pod Ratuszem odbywał się pokaz grupy rekonstrukcyjnej. Nie powiem, fajnie było pooglądać, posłuchać. Cały czas tłumaczono zebranym, co ma w danej chwili miejsce.






Jednak w pewnym momencie, jak coś wzięło i huknęło... to napiszę tak. Dajcie spokój ! To było tak głośne,jakby eksplodowała bomba. Włączyły się alarmy w kilku lokalach, samochodach, dzieci zaczęły szlochać. A uszy dochodziły do siebie przez kolejne 20 minut. Raczej nie tak to powinno być. I to mi się nie spodobało, ale to chyba tylko jedna rzecz. 

Skoro byliśmy w pobliżu, postanowiliśmy że zobaczymy Toruń z góry. Udaliśmy się na wieżę Ratusza Staromiejskiego. Wejście na nią nie było skomplikowane i raczej należy do tych lżejszych. Widoki są bardzo ładne a miasto widać z każdej strony. Jest też widok na rzekę. 










Oprócz miejsc centralnych są także mniejsze uliczki, do których zdecydowanie polecam zajrzeć. Bardzo urokliwe, pełne słońca. Można odwiedzić także liczne kościoły, które są nieodłącznym elementem starówki. Nam udało się wejść do dwóch, trzech.








Toruń zapamiętałem jako miasto detali. Tam wszędzie gdzieś, coś jest. A to jakieś malunki, figurki. Jest kolorowo i wesoło. Na każdym rogu "coś" na ciebie czeka.




Nawet zwykła ściana kamienicy, tu staje się niezwykła. 






A przy fontannie siedzą żaby :)  




 Wszystkiego tam pełno, naprawdę. Nawet znalazła się kamienica "Koci ogon".




W trakcie spaceru, natknęliśmy się też na pamiątkową tablicę, która informuje o najstarszej Mennicy toruńskiej.


Miasto Kopernika to też słynne Toruńskie Pierniki. Jeden z licznych tych sklepów, znajduje się w Dworze Artusa. Tuż po wejściu czuć dookoła siebie piernikowy zapach. Pierniki tradycyjne, w czekoladzie, z marmoladą. Z czym tylko zechcemy. 




Bardzo sympatycznie było też przejść się wzdłuż Wisły. Ze Starego Miasta to tylko chwila drogi. Na murach nie brakuje różnych malunków, a przy brzegu jest gdzie usiąść. 






W Toruniu byliśmy tak naprawdę dopiero pierwszy raz i tylko kilka godzin w samym centrum. Po mimo tego jednak, bardzo spodobało mi się te miasto. Jest czysto, schludnie. Oprócz tego jest tam też bardzo ładnie i klimatycznie. Chciałbym jeszcze kiedyś tam wrócić. A ktoś z Was był w Toruniu ? Macie podobne zdanie ? 


Na koniec dzisiejszego wpisu, mamy dla Was mini konkurs. Jedna osoba z pierwszych 5 osób, które napiszą jak najciekawiej, dlaczego chciałyby odwiedzić Toruń lub też za co lubią te miasto. Otrzyma mini upominki w postaci pamiątek: torby eko  i pocztówki. Odpowiedź należy wysłać na e-mail bloga: tandmpodrozniczo@onet.pl. Wysyłka tylko na terenie Polski. Do osoby,która napisze najciekawiej. Odezwiemy się drogą mailową. Zapraszamy do naszej mini zabawy :)





Cieszymy się, że do nas zaglądasz. Zapraszamy częściej :) 

czwartek, 18 września 2014

Mapa Polski na 25 - lecie



Kilka dni temu (dokładnie w czasie pobytu w Bydgoszczy i Toruniu) dowiedziałem się z maila, że można zamówić za darmo mapę Polski. Byłem ciekaw o jaką mapę chodzi i czy naprawdę jest to za darmo. 
Nie miałem wątpliwości co do otwarcia maila, bo był wysłany z Kancelarii Premiera - wiele osób już takie otrzymało lub otrzyma. 


To co to za mapa ? Nie jest to zwykła mapa fizyczna, polityczna. To mapa z okazji 25 - lecia wolności Polski. Zawierająca obrazki, interesujące punkty, krótkie historie i tym podobne. 




Po chwili namysłu zdecydowałem się ją zamówić. Myślę, że może być to ciekawa rzecz do przestudiowania , posiadania a także  może znajdzie się na mapie jakieś ciekawe miejsca.

Co trzeba zrobić, aby otrzymać tę mapę i jak to zrobić ? Należy wejść na stronę rządową: https://mapa.premier.gov.pl/ wypełnić pole z danym i kliknąć zamawiam. Zamówienia można składać do 11 listopada. Inne szczegóły możecie sprawdzić w regulaminie. Wysyłka realizowana jest przez Pocztę Polską. Wszystkie zdjęcia pochodzą ze wskazanej powyżej strony.

Czy chcecie mieć taką mapę czy jest dla  Was zbędna ? 


Miło nam, że tu zaglądasz :) 

piątek, 12 września 2014

Kilka zdjęć - rejs Rospudą



Rospuda. Chyba każdy o niej słyszał. Głównie w kontekście toczącej się jakiś czas temu batalii pomiędzy mieszkańcami Augustowa a ekologami, politykami.  Tym nie mamy zamiaru w ogóle się zajmować. 

Chcemy Wam ją pokazać taką jaką jest. Zabieramy Was na cichy rejs Rospudą - na zdjęciach letnio-jesiennych. 






















I jak, podobało się ? Może też chcesz tam popłynąć ? Jeśli tak to najlepszym czasem będzie wiosna-lato. Choć tak naprawdę każda pora ma swój urok.

Cieszymy się, że tu zaglądasz.


środa, 3 września 2014

Europejska Wioska Bociania



Pentowo. To tu, na Podlasiu k. Tykocina mieści się dworek Pentowo i Europejska Wioska Bociania. To 30 może 40 minut jazdy samochodem z Białegostoku i się jest na miejscu. Te miejsce jest tak niedaleko a jest czymś naprawdę innym. Potrafi zachwycić. Zachwycić naturą, urokiem, spokojem.


Do Pentowa co roku przylatuje kilkadziesiąt bocianów, do kilkudziesięciu gniazd, które się tam znajdują. W trakcie sezonu co naturalne bocianów przybywa. I tak w ten sposób z kilkudziesięciu sztuk robi się ich sto kilkadziesiąt. 



Ich gniazda są umiejscowione w różnych miejscach, nie przeszkadza im obecność tych samych sąsiadów. Może to jedna wielka rodzina ? 




Z pewnością czują się tu b. dobrze. Mają dostateczną ilość pokarmu, bo blisko stąd do Narwi i mnóstwa łąk. Ich głównym pożywieniem są owady w postaci chrząszczy, świerszczy, szarańczy. Zjadają też żaby, ale i nawet młode zające !  W tym miejscu oprócz samych bocianów jest mnóstwo innych zwierząt. Poniżej (może słabo widoczny) lis.



Są z nami przez kilka miesięcy w roku, ale mieszkańcy Polski chyba je kochają, Może dlatego, że w części mają nasze barwy biało-czerwone i nie są nam takie obce. Niektóre z nich się scwaniły. Wcale im się nie chce wracać na południe Europy czy do Afryki, Azji. Dlatego też pojedyncze sztuki zaczynają przystosowywać się do naszego klimatu. Choć to z pewnością nie łatwe zadanie.




Wejście na wieże widokowe skąd można podglądać te ptaki kosztuje symboliczne 4 czy 5 zł. Jest też specjalna wystawa zdjęć, którą można obejrzeć. Oprócz tego można po prostu tam pobyć, pochodzić. Przyjeżdża tu sporo turystów a także łowców na "bezkrwawe polowania" z aparatem fotograficznym.






Znajdują się tam też konie. Jest ich również dużo, biegają swobodnie (w wyznaczonym miejscu), można przejść obok nich, popatrzeć, ale wiadomo  należy uważać.








młode ptactwo pobiera nauk latania, ten już całkiem nieźle fruwał
Bociany lubią zdecydowanie płaski, niski teren. Ale tu, proszę bardzo. Można i tak. 




 Czy spojrzysz w lewo, w prawo w dół czy w górę to bocian wszędzie tam góruje.






Ze swojej strony polecam te miejsce. Szczególnie wiosną, latem. Jeżeli chcecie więcej informacji na temat tego miejsca a także dworku w Pentowie, możecie odwiedzić stronę wrotapodlasia.pl, poświęconą regionowi a także jego atrakcjom.

A czy Wy lubicie bociany, może zawitaliście do Europejskiej Wioski Bocianiej ?

Życzymy Wam zapału, pozytywnej energii, nie doznawania przykrości i dotrwania do kolejnych wakacji. 


czwartek, 14 sierpnia 2014

Popołudnie w Sopocie



Ostatnim punktem w trakcie wakacyjnego pobytu nad Bałtykiem był Sopot i to dwa razy. Pierwszy raz - w ciągu dnia przeszliśmy do niego plażą, z Gdyni. Spacer marszowym krokiem zajął ok. 45 minut. Drugi raz trafiliśmy do Sopotu późnym popołudniem - SKM-ką. Obecnie trwa remont dworca, ale utrudnienia nie są poważne.

Sopot oczywiście kojarzony jest z Molo, Grand Hotelem, festiwalami muzycznymi oraz przez wielu jak to nad Bałtykiem ze słonymi cenami. Mimo cen i dużego natłoku turystów w sezonie letnim, Sopot urzeka starymi willami, krajobrazem, Molo.




Grand Hotel  górujący nad plażą
Na wprost od hotelu znajduje się Molo a z niego widok na morze i plażę. Bilet normalny kosztuje 7,50 zł a ulgowy 4,00 zł. Przed wejściem jest też deptak wraz z licznymi sklepami, straganami, lokalami gastronomicznymi.








Jeżeli lubimy aktywne zwiedzanie, możemy skorzystać z sieci rowerów miejskich, których stacje znajdują się w charakterystycznych miejscach np. przy urzędzie miasta...


 ale naszym zdaniem koszt wypożyczeń jest dyskusyjny w porównaniu do innych miast gdzie są rowery miejskie.




Jeżeli nie przepadamy za tłumami ludzi na plaży i letnią gorączką Sopot polecamy również zimową porą. Poniższe zdjęcia z 2012 roku. 









 Cieszymy się, że tu zaglądasz. Dziękuję.

środa, 16 lipca 2014

Europejskie Centrum Sztuki - OiFP



Dziś chcielibyśmy Was zaprosić na małą wycieczkę do Europejskiego Centrum Sztuki czyli Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku, której gmach mieści się przy ulicy Odeskiej 1.







 Jest to największa tego typu instytucja w Polsce północno-wschodniej a także w tej części Europy. Swoją działalność rozpoczęła jesienią 2012 roku. W tym roku będzie obchodzić II urodziny. Przez dwa lata gościła już na swoich spektaklach ponad 300 tysięcy widzów. Dotychczas Opera przygotowała dla widzów takie musicale jak: "Korczak", "Upiór w Operze" natomiast jeśli chodzi o opery to można było obejrzeć: "Straszny Dwór", "Traviatę" oraz "Pimpinone".  A już jesienią premierą będzie: "Skrzypek na dachu". Wszystkie wydarzenia cieszyły się ogromną popularnością a także były bardzo dobrze odbierane przez widzów. Do wnętrza Opery - na salę Was nie mogę zabrać, bo w zwykłe dni jest ona po prostu zamknięta. Możecie jednak odbyć wirtualny spacer za pośrednictwem tej strony. Wnętrze samego budynku oczywiście mogę pokazać, bo można się po nim swobodnie poruszać - było nie było jest to swego rodzaju jakaś atrakcja turystyczna. Sponsorami, patronami tej instytucji są m.in. PKO BP, RMF Classic, Bank Pekao S.A.












schody od głównego wejścia


Wnętrze jest nowoczesne. Dużo tam szkła, drewna. Jest przestronnie.








W przerwach spektaklu można udać się do kawiarni na kawę, herbatę, ciasto czy nawet lampkę wina. Oprócz tego wzdłuż ścian cały czas działają różne wystawy. 




Jest też dużo zdobień, nawiązujących oczywiście do muzyki. 




Z zewnątrz Opera wygląda na okazały budynek. Projekt jest taki, aby pokrył się zielenią. W tej chwili jest "betonowym sarkofagiem". Roślinność jednak powoli "rusza".




Całkiem przyjemnie wygląda to co znajduje się wokół. Jest dużo zieleni - drzewek, krzewów, kwiatów. Na taras widokowy na dachu można wejść za 5 zł. Czynny jest w weekendy w miesiącach letnich. 









Na sam taras prowadzą kręte schody.





W drodze na dach można zobaczyć z góry amfiteatr. W okresie letnim ma tam miejsce sporo wydarzeń.











Z samego dachu widoki są następujące. Może nie widać szerokiej panoramy Białegostoku, ale to dlatego, że miasto jest zielone i w dużej mierze drzewa trochę przysłaniają widoki.



na środku widać Katedrę







 O samej Operze jest wiele różnych opinii. Pojawiają się zarzuty, że taką instytucję trudno utrzymać. To prawda. Ale mimo wszystko łatwiej niż liczne stadiony. Poza tym należy pamiętać, że instytucje kulturalne zazwyczaj nie mogą się same utrzymać i po prostu trzeba do nich dokładać. Same spektakle, które są przygotowywane cieszą się ogromną popularnością. Są nawet organizowane wycieczki na spektakle z Polski jak i z Litwy, Białorusi. Budynek i otoczenie wygląda okazale, ale potrzeba jeszcze trochę czasu, aby wszystko się unormowało. Ale najważniejszym jest to, żeby o to dbać i nie niszczyć. W przeciwnym razie nie ma co nawet marzyć o przyzwoitym wyglądzie. 


Miło nam, że tu zaglądasz. Słonecznego wypoczynku.


piątek, 11 lipca 2014

Wakacyjnie i Park Oliwski


W czasie ostatniego wakacyjnego pobytu w Trójmieście oprócz plaż, odwiedziłem także Park Oliwski w Gdańsku. Jest to całkiem spore miejsce. Właściwy obiekt ogrodowo-pałacowy powstał na początku XVIII wieku. Dowiedziałem się, że jest to lubiane miejsce przez mieszkańców. Jest ono idealne dla wypoczynku, relaksu i oderwania się od miejskiego zgiełku. Swoje kroki możemy skierować do palmiarni, części botanicznej. Można też przysiąść na ławce nad stawem lub przy kanale. 





Park odwiedziłem wieczorem dlatego też niektóre zdjęcia mogą wszystkiego nie oddawać. 




I takiego "nurka" udało się "ustrzelić" :) 





Przechodząc obok krzaków róż, można było poczuć ich zapach. 





Dużo tam kwiatów, drzew. To się liczy. Nie lubię ogrodów gdzie rosną 3 gatunki na krzyż.





Wewnątrz parku znajduje się też Pałac Opatów, w którym znajduje się restauracja. Obok niego mała fontanna i ogród. Sam Pałac nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia. 










Nieopodal tego wszystkiego jest też Katedra Oliwska. Głównie słynąca chyba z przepięknych organów znanych na całym świecie. Zdjęć z wnętrza nie posiadam, ale niech to będzie zachętą do zobaczenia tego miejsca na własne oczy. 




Właściwie na tym punkcie skończyłem przechadzkę po Oliwie. Przez cały pobyt nad morzem odwiedziliśmy ponownie Gdynię, zawitaliśmy do Sopotu, do którego przeszliśmy plażą z Gdyni. Spacer marszowym krokiem zajął 40-45 minut.

Pojechaliśmy też do Władysławowa. Przejazd pociągiem Przewozów Regionalnych zajął godzinę. Bilet kosztuje 5 zł/11 zł. Podróż nie jest żadnym problemem. W sezonie letnim właściwie co kilkadziesiąt minut kursują pociągi, które zahaczają prawie o całe wybrzeże. W sumie codziennie było słonecznie i ciepło przez co opalanie na plaży było przyjemne. Temperatura wody .... różna. W zatoce ciepła - do kąpania, ale w części otwartej chłodna.

 Wakacyjny odpoczynek nad morzem był udany. Za co chcę bardzo podziękować moim Przyjaciołom. 

Za jakiś czas kolejne wpisy o miejscach, które odwiedziliśmy. 



Cieszymy się, że tu zaglądasz. Udanych wakacji. 


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Na dachu czyli ogrody BUW



Ogrody Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, bo o nich dziś mowa są ciekawym elementem architektury. Oprócz tego pewnie też były nie lada wyzwaniem architektonicznym dla projektantów i budowniczych. Jest to dobre miejsce na spacer, podziwianie panoramy miasta i oczywiście mały relaks pośród zieleni. Dlatego też zapraszamy dziś do słonecznej Warszawy

Ogrody zostały otwarte już jakiś czas temu, dokładnie w 2002 roku. Zarówno ogród usytuowany na dole jak i na górze ma imponującą powierzchnię idącą w tysiące metrów kwadratowych. Biblioteka znajduje się w centrum miasta, ale jakby trochę na uboczu. Droga z Krakowskiego Przedmieścia na ulicę Dobrą (tam mieści się BUW) jest bardzo prosta. Wewnątrz oprócz czytelni, wypożyczalni znajduje się masa lokali usługowych- kioski, bary, restauracja, kawiarnie.

BUW oprócz oczywiście studentów jest też często odwiedzany przez wycieczki i prywatne osoby. W miesiącach letnich, należy liczyć się z tym, że na pewno nie będziemy tam sami. Po mimo  tego, chyba każdy znajdzie tam kawałek przestrzeni dla siebie.













Ogrody robią na mnie duże wrażenie. Jest to wszystko dobrze przemyślane, ciekawe. Najważniejsze jest jednak to, że się o to dba cały czas. Trudno by wskazać coś co jest zaniedbane.  Z uwagi na to, że budowla jest dość wysoka, dzięki temu jest możliwość podziwiania panoramy miasta.



W oddali widać kościół św. Floriana a niedaleko od niego jest miejski ogród zoologiczny.




Wisła miała wysoki stan, albowiem był to okres z przed dwóch tygodni. 












Mam nadzieje, że to miejsce przypadło Wam do gustu i  może wybierzecie się tam na spacer. A może ktoś z Was był :) ? 


O Warszawie pisaliśmy również tu: 


Cieszę się, że jesteście ze mną.

wtorek, 27 maja 2014

Nad morzem - Hel



Tak jak zapowiadaliśmy w ostatnim poście, dziś będzie o samym Helu. Hel kojarzył mi się zawsze z dwoma rzeczami. Po pierwsze z fokami, po drugie z końcem/początkiem Polski. Po przyjeździe stwierdziłem, że moje skojarzenia były bardzo trafne.

Jak wiecie z poprzedniego wpisu na miejscu mieliśmy 4 godziny do zagospodarowania. Już teraz mogę napisać, że całkowicie nam to wystarczyło, aby zobaczyć najbardziej charakterystyczne punkty miasteczka.

Po zejściu na ląd, skierowaliśmy się do fokarium, które jest bardzo blisko portu. Z samym fokarium wiązałem sporo nadziei odnośnie wielkości tego miejsca, ilości fok. Po wejściu nieco się rozczarowałem, bo samo fokarium nie jest duże. Poza tym część basenów tego dnia była konserwowana w związku z tym wszystkie foki pływały w jednym. Bilet kosztuje 5 zł. Uważam, że na to co oferuje to miejsce,  cena jest odpowiednia. Małe czy duże, ale foki i tak były urocze. 















Foki cały czas były w wodzie. Żadna z nich nie była skora do wyjścia na ląd.  Każda z nich pływała bardzo szybko wykonując przy tym  ruchy ekwilibrystyczne. Jak dobrze pamiętam to karmienie fok przy publiczności odbywa się o godzinie 11 i 14. Fokarium to nie tylko same foki. To także sporo edukacji, informacji i ładnych zdjęć. Właśnie jeżeli o zdjęcie to postanowiłem zrobić zdjęcie zdjęcia - ujścia Wisły do Morza Bałtyckiego. Takie i inne naprawdę ładne i ciekawe zdjęcia można zobaczyć na ogrodzeniu w fokarium.







Prawie na każdym kroku można zobaczyć znaki zakazujące wrzucania monet do basenów z fokami, ponieważ jest to bardzo szkodliwe o czym mówił ten plakat. 




Niestety jak widać powyżej nie do wszystkich trafiają te prośby. Przyznam, że wrzucanie monet do wody (niby  na szczęście) - zwłaszcza ze zwierzakami wewnątrz to dla mnie po prostu  jakiś kretyński zwyczaj. 

Obok fokarium jest sklepik, w którym można nabyć pamiątki. Pocztówki, bluzy, koszulki, długopisy, torby ekologiczne itp. Kupując w tym miejscu dodatkowo zasilamy kasę Stacji Morskiej czyli po prostu fokarium i w ten sposób 



Po opuszczeniu fokarium udaliśmy się na krótką przerwę w postaci herbaty. Następnie zdecydowaliśmy, że pójdziemy do latarni morskiej. Mijaliśmy Muzeum Rybołówstwa a także wiele znaków informacyjnych, mapek. 









Okazało się, że w linii prostej do Gdyni jest tylko 17 km. Myślałem, że więcej. Poza tym lubię takie drogowskazy. Dowiedziałem się też, że Kaliningrad również nie jest jakoś bardzo daleko. 

Hel nie jest rozległy dlatego też do wszystkich atrakcji jest w miarę blisko. Kolejnym przystankiem była latarnia morska. Wysokość to 41 m a zasięg światła to 18 mil morskich czyli nieco ponad 33 km. Mieliśmy zamiar wejść, ale okazało się, że czas oczekiwania to godzina. W związku z tym zrezygnowaliśmy i udaliśmy się na cypel W przeciwnym razie gdybyśmy zdecydowali się na latarnię to nie byłoby czasu na cypel, ponieważ jest on trochę odległy. Dlatego postanowiliśmy zobaczyć ją tylko z zewnątrz.



Naszym ostatnim celem okazał się cypel. Użyję takiego sformułowania, że było nawet trochę magicznie. To za sprawą interesujących wydm, inaczej wyglądającej plaży i świadomości tego, że jest się na prawdziwym końcu Polski. Naprawdę byłem I raz na takiej plaży w Polsce. Czysty, jasny piasek. Wydaje mi się, że inny od tego, który jest np. w Krynicy Morskiej, Przebrnie czy Sopocie. Widoki też były po prostu super. 

Droga na cypel wiedzie najpierw przez las. Tam też jest co zobaczyć, ponieważ znajdują się tam stanowiska strzelnicze z czasów wojny. Potem już przy morzu specjalną kładką. aby chronić wydmy. A wszystko wygląda tak.










Tak jak wszędzie wejście na wydmy jest surowo zabronione i karane.  Napotkaliśmy jeszcze na swojej drodze coś takiego. Chyba komuś, coś wypadło ;) 




Mijaliśmy też dziwnie wyglądające urządzenie. Okazało się, że jest to miernik antropopresji. 












Nastał czas, aby kierować się w stronę portu, ponieważ nasz statek wkrótce miał odpływać w rejs powrotny do Gdyni. Dobrze, że właściwie bezpośrednio z cyplu jest dojście do portu. To znacznie skraca czas.

Ta kilkugodzinna wycieczka na Hel była bardzo udana. Zobaczyliśmy to co najważniejsze. Ogólnie rzecz biorąc spodobał nam się Hel. 

Zostawiamy Was z tym widokiem i zapraszamy do odwiedzania Polski. 





Byliśmy jeszcze:




Dziękuję, że nas odwiedzasz.

poniedziałek, 19 maja 2014

Nad morzem - Gdynia



W mijającym tygodniu wybraliśmy się na kilka dni nad polskie morze. Dokładnie do Gdyni. Pogoda może nie była idealna, ale najważniejsze było to, że nie padało. Cieszyłem się też, że znowu zobaczę Bałtyk i oczywiście zaczerpnę trochę jodu. Choć podejrzewam, że w tej chwili aż tak wiele go nie ma. 

Naszą podróż rozpoczęliśmy w pociągu.



Trwała ona trochę długo, ale było w porządku i bez nieprzyjemnych niespodzianek. W Gdyni zobaczyliśmy i odwiedziliśmy chyba tylko najbardziej popularne miejsca. Oprócz tego postanowiliśmy się wybrać w okolicę. Ale o tym nieco później. Teraz czas na Gdynię. 

Zatem Gdynia wchodzi w aglomerację trójmiejską i jest miastem portowym. Jest całkiem niemałym miastem albowiem mieszka w niej ok. 250 tysięcy osób. To tam mieści się Akademia Marynarki Wojennej. 

Tak jak pisałem wyżej, skupiliśmy się na powszechnych atrakcjach turystycznych. W pierwszej kolejności wybraliśmy się na Skwer Kościuszki i Aleję Jana Pawła II.






Pomnik 75 lat służby ORP Błyskawica
 To stamtąd widać już morze i są przycumowane znane chyba wszystkim statki, które można zwiedzać. Wejście na statek kosztuje 5 zł (bilet ulgowy). 


Okręt  ORP Błyskawica




Ten statek robi wrażenie. Szkoda, że żagle nie były rozłożone, bo wtedy efekt byłyby z pewnością jeszcze większy.








Po przeciwległej stronie jest Akwarium Gdyńskie. Byłem w nim kilka ładnych lat temu i nie miałem dobrych wspomnień. Trafiłem wtedy na czas gdy wszystko było w remoncie czy czymś takim, było dziwnie. Tym razem było jednak zupełnie odwrotnie, na szczęście. 




Po tej wizycie zachęcam do odwiedzenia tego miejsca. Jest ciekawie , warto. Bilet kosztuje 24 zł / 16 zł. Na to co Akwarium w sobie zawiera, myślę że to cena odpowiednia. Jeżeli chcielibyście wejść na stronę to tu.

Jest tu mnóstwo gatunków... wszystkiego. Dlatego, że są tu oczywiście ryby, ale też gady, płazy i bezkręgowce. Zwiedzanie zajmuje plus minus godzinę. Można robić zdjęcia bez lampy błyskowej. Kilka takich zdjęć udało mi się zrobić. Od razu zaznaczam, że nie wszystkie są doskonałej jakości, bo specjalistą od fotografowania  nie jestem. W każdym razie było kolorowo i ciekawie :).

To chyba postrach wszystkich kąpiących się w ciepłych morzach. Czasami, aby uchronić się przed jeżowcami należy zakładać specjalne gumowe obuwie. Nastąpienie na jeżowca podobno jest bardzo bolesne i groźne. Może zakończyć się nawet śmiercią. Dlatego też trzeba bardzo uważać. Jeżowce w szczególności sadowią się na podłożu kamienistym, skalistym. 




Na płaszczki też trzeba uważać.




Mała zagadka. Gdzie jest Nemo :) ?






A tego typu meduzy można spotkać w Morzu Bałtyckim. Mają parzydełka, ale dla człowieka nie są one zagrożeniem. To raczej człowiek jest zagrożeniem dla nich. Taka meduza żyje około 6 miesięcy. W trakcie swojego życia "produkuje" następcę, następców. 








Budynek obok Akwarium to słynne Sea Towers. Czyli morskie wieże. Czy robią one jakieś szczególne wrażenie ? Chyba nie. Po prostu są to dwa wysokościowce, ale charakterystyczne. Wrażenie to pewnie robią po wejściu do środka i zobaczenia z nich panoramy morza i całego Trójmiasta. Mieszczą się w nich mieszkania i biura.






Po wyjściu z Akwarium można jeszcze zobaczyć:





oraz udać się do Galerii statków, które odwiedziły port w Gdyni. Uważam, że to trafny pomysł, aby w ten sposób upamiętniać portowych gości. Byliśmy świadkami dużego statku pasażerskiego, który był w porcie jednak dotarcie do niego było trudne. O ile z daleka wydaje się, że to blisko i stoi on prawie obok Daru Pomorza i Błyskawicy to w rzeczywistości było inaczej i nie udało nam się go zobaczyć z bliska. 


















Na przerwę w spacerowaniu po mieście mogę polecić lokal nad morzem - Contrast Cafe oraz pączkarnię Pączuś. 

Jeżeli chodzi o samą ocenę tego miasta to myślę, że byłem zbyt krótko. Jest sprawna komunikacja miejska, ale denerwujące jest to, że w pojazdach - u kierowcy można nabyć tylko karnet czyli plik kilku biletów. To moim zdaniem jest wyciąganiem pieniędzy. Sporo też rzeczy jest w nieładzie jeśli chodzi o zabudowę czy czystość w mieście. W każdym razie warto sprawdzić samemu jak jest i odwiedzić Gdynię :)

Ale nasz pobyt nad morzem to nie tylko Gdynia. O tym gdzie jeszcze byliśmy w następnym wpisie.



Dziękuję, że tu jesteś.



środa, 9 kwietnia 2014

Weekend w Warszawie



Ostatni weekend postanowiliśmy spędzić w Warszawie. Miała być ładna pogoda, to dlaczego by z tego nie skorzystać ? W planach Pałac w Wilanowie, Warszawskie Zoo, spacer po Starym Mieście i spotkania ze znajomymi. Oprócz tego w trakcie "wyszła" kolejna rzecz odnośnie której do dziś mam mieszane uczucia. Jaka ?  Przeczytajcie. 

Barokowy Pałac w Wilanowie widziałem po raz pierwszy. Nie wynika to z tego, że nigdy nie byłem w Warszawie, ale z tego, że powiedzmy nie było mi po drodze. Tym razem było jednak inaczej i jestem z tego bardzo zadowolony. Sam Pałac możemy zwiedzać za 20,00 zł ( bilet normalny) lub 15,00 zł (ulgowy) - opcja bez przewodnika. Warto również wybrać się do Parku. Opłata jest symboliczna i wynosi odpowiednio 5,00 zł lub 3,00 zł. Osoby, które chciałyby zwiedzić to miejsce, ale nie chcą za to płacić mogą się wybrać w niedzielę. W ten dzień jest bezpłatne zwiedzanie Pałacu zaś w czwartek Parku. 

Odwiedzając wnętrza zamków, pałaców trochę dziecinnieje. Jestem bardzo ciekawy jak to wyglądało kiedyś, jak się żyło ? Po prostu jak to było ? Wtedy czuję, że uruchamia się we mnie dziecko, ale wcale nie czuję się z tym źle. 

Poniżej zdjęcia Pałacu z zewnątrz. Wewnątrz zdjęć nie robiłem, bo wychodziłem z założenia, że nie można. A nawet jeśli można to i tak byłem zbyt zajęty po prostu oglądaniem wnętrz.

widok Pałacu od czoła
kwitnące i pachnące magnolie












Oprócz tego, że jest sam Pałac i jego wnętrze to warto wybrać się na zwiedzanie Parku. 

w ogrodach możemy zobaczyć liczne rzeźby


Zawsze pozostaję pod dużym wrażeniem i podziwiam to jak wyglądają ogrody. Jak tak ładnie można gospodarować, dbać. I tu chyba znowu staje się dzieckiem ;)








 Oprócz samych ogrodów, wybraliśmy się nieco wgłąb Parku. Trochę nawiązując do Mażeny i jej wpisu: "Magnolie w Wilanowie już kwitną" Liczyłem na to, że będzie już bardziejo wiosennie. Trochę było i trochę nie. Myślałem, że będzie już nieco bardziej kolorowo i cieplej. Jednak tak nie było. Jeśli chodzi o pogodę jak widać było słonecznie, ale co do ciepła to mógłbym dyskutować. Wiał momentami zimny wiatr. Ale i tak warto było.






przyznam, że widok trochę szpecą te dwa kominy - znaki współczesności








  
udało się też uchwycić kaczorki :)
W każdym razie jak na załączonych obrazkach wiosna już jest i powoli się budzi :). Oprócz Wilanowa kolejnym punktem naszego wypadu było warszawskie zoo.

Bilet wstępu kosztował nas 15,00 zł. W sumie to niewiele jak na ilość tego co ogród zoologiczny proponuje. Poniżej kilka zdjęć z tego miejsca. Dodam, że zwiedzanie może zająć nawet cały dzień. Zoo zaczynało od 18 ha, dziś jest to już ok. 50 hektarów do zobaczenia. W tym wybiegi, ale też liczne pawilony. A w 2015 roku otwarcie pawilonu akwarystycznego.






















  
nie lubię tych zwierząt , w szczególności pająków







  
na tym zdjęciu wydry wyglądają niezwykle milusińsko

Po zoo przyszedł czas na spacer wzdłuż Starego Miasta (był to już kolejny dzień). W tym ulicą Piwną. Bardzo lubię warszawską Starówkę i nawet dla samego przejścia się nią, poświęcam swój każdy pobyt. Lubię te miejsce.



Rynek
widok na Stadion Narodowy
w oddali Praga oraz Kościół św. Michała Archanioła i św. Floriana Męczennika koło Zoo, jest on  podobny do Katedry w Białymstoku

Za namową Michała ostatniego dnia wybraliśmy się na wystawę. Nie byłem negatywnie nastawiony. Wręcz odwrotnie. W końcu fajnie jest chodzić, oglądać wystawy. Ale ta jednak jest nietypowa. Chodzi o wystawę "Bodies revealed". Jest ona dość kontrowersyjna. 
Nie jest trudno do niej dotrzeć, bo mieści się na ul. Anny German. Jeden, dwa przystanki za Arkadią. Nie jest tanio, bo bilet ulgowy za jedną os. kosztował nas 50,00 zł .

Wystawie zdjęć nie robiliśmy, bo nie można. Przed wejściem do samego budynku towarzyszył mi pewien niepokój. Co zobaczę ? Jak to będzie wyglądać ? Te i inne pytania naprawdę we mnie się mnożyły. Krótko. 

Wystawa przedstawia spreparowane ludzkie mięśnie, ciała, wnętrzności, stadia rozwoju - płody. Dlatego też uchodzi za kontrowersyjną. Czy warto ją obejrzeć ? Naprawdę trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ jestem zmieszany sam w sobie. Jestem odporną osobą na różne rzeczy. Widziałem niejedno. Jednak to co zobaczyłem wywarło na mnie dziwne uczucia.. Po mimo tego, że jestem osobą tolerancyjną to ta wystawa budzi we mnie pytanie: czy to, aby na pewno jest etyczne ? Nie mam wątpliwości, że studenci medycyny muszą się jakoś uczyć i nawet powinni mieć taką możliwość. Jednak czy na pewno musi to być pokazywane zwykłym ludziom ? I tutaj rodzi się we mnie pytanie czy w momencie pokazywania tych eksponatów wszystkim, nie zaciera się gdzieś granica etyczności ? Dodam, że dzieci moim zdaniem nie powinny tego oglądać. Takie widoki po prostu mogą sobie zachować na później. W sumie osobom wyczulonym przydałyby się torebki chorobowe- takie jak w samolocie. Jednak jeśli komuś zrobi się niedobrze to na próżno ich szukać. A uważam, że powinny tam być. No tak, ale to mogłoby burzyć porządek wystawy organizatorowi.

Czy jestem zadowolony z zobaczenia "Bodies revealed" ? I tak i nie. Czy chciałbym jeszcze raz to zobaczyć ?  Raczej nie. Uznaję, że zobaczyłem i wystarczy.

Jak najbardziej jednak jestem zadowolony z wyjazdu do stolicy, zobaczeniu Pałacu, Zoo, ze spaceru po Starym Mieście i spotkania z moimi  przyjaciółmi. 

A bilety z odwiedzonych miejsc trafią do mojego podróżniczego albumu.

Zdjęcia z Zoo są autorstwa Michała K. 

Dziękujemy za Twoją obecność na naszym blogu. Miło nam, że tu jesteś. 

wtorek, 4 marca 2014

Miasto królów



Poprzedni weekend spędziliśmy w Krakowie. Te nieco ponad kilkadziesiąt godzin musiało nam wystarczyć na odpoczynek, bo w dużej mierze ten wyjazd był temu dedykowany a także oczywiście na zwiedzenie miasta, pójście tu i tam. Zaznaczę, że w naszym przypadku te dwie rzeczy się nie wykluczają :) , podróż zawsze łączę z odpoczynkiem, bo nawet zmiana miejsca jest nim dla mnie. Nie ma co się oszukiwać. W trakcie naszego pobytu nie było miejsca na wejście do kilku muzeów czy na wyjazd poza miasto, ponieważ mieliśmy ograniczony czas. Nie ukrywam, że chciałem udać się do Oświęcimia, ale też najwidoczniej muszę zostawić to na następny raz. Ograniczyliśmy się do Krakowa.


 Dostaliśmy się tam pociągiem TLK PKP Intercity "Janusz Korczak". W sumie jazda minęła szybko. Niepokoiły nas prognozy pogody, które nie były najlepsze. Na szczęście I dzień okazał się słoneczny a kolejne również nie najgorsze. Pierwsze zetknięcie z Krakowem nastąpiło oczywiście z dworcem Kraków Główny. Budynek, perony, kasy, informacja wszystko ok. Należy dodać, że niedawno został otwarty " Kraków Nowy Główny". To nic innego jak po prostu nowy, podziemny (pod peronowy) dworzec kolejowy. Bardzo czysty, nowoczesny,wysoki standard. Zobaczymy jak z tą czystością i funkcjonalnością po jakimś czasie. Niestety nie mam zdjęć z wewnątrz nowego dworca..., ale niech to będzie zachętą dla Was, aby go odwiedzić :) 

stary budynek dworca, który wg. mnie jest okazały i nie należy go zamykać na trzy spusty

Z komunikacji miejskiej zasadniczo korzystać nie musieliśmy. To za sprawą tego, że nasz hotel znajdował się nieopodal Rynku Głównego i nawet lepiej było się przejść niż czekać na tramwaj. Korzystaliśmy jednak dwa razy. Po raz I w drodze do hotelu oraz w drodze na lotnisko - autobusem. 

Kilka dni spędziliśmy w hotelu David Boutiqe Hotel . Hotel przytulny, kameralny, czysty i nowoczesny. Bardzo przyzwoite ceny, pokoje. Śniadania w formie bufetu, muszę przyznać, że nie mają sobie równych. Jednak dużym zaskoczeniem i rozczarowaniem okazała się odpowiedź pani recepcjonistki na zapytanie odnośnie przedłużenia pobytu. Mianowice została zaproponowana cena taka, jak za cały pobyt. No niestety, ale na takie coś godzić się po prostu nie można. Chciałem mimo wszystko przedłużyć, jednak wewnątrz na szczęście się nie ugiąłem. Ale w sumie ten hotel mogę polecić. 

Co do komunikacji miejskiej. Jeżeli chodzi o tramwaje no to jakaś porażka. Większość jest stara, powolna i głośna. Nowych jest niewiele. Lepiej i to zdecydowanie jest z autobusami.
Ceny biletów jednorazowych kształtują się następująco: normalny 3,80 zł , ulgowy 1,90 zł. Bilet aglomeracyjny, pozwalający dojechać do dalszych zakątków miasta czy nawet za miasto kosztuje odpowiednio 4,00 zł , 2,00 zł. Ten bilet należy skasować jeżeli będziecie wybierać się na lotnisko. Spod dworca kolejowego na lotnisko Kraków Balice jechałem liną nr 292. Niestety, ale połączenie kolejowe, które istniało jeszcze rok temu dziś jest przeszłością. Lotnisko najogólniej jest rozkopane z uwagi na wiele inwestycji.

bilet ulgowy aglomeracyjny


Jak pisałem wyżej, hotel znajdował się niedaleko od Rynku Głównego. Dokładnie na Kazimierzu, w dawnej dzielnicy żydowskiej. Jest to klimatyczna dzielnica, z ciekawymi restauracyjkami, kawiarniami miejscami kultury tudzież. W pobliżu synagogi oraz cmentarz żydowski k. hotelu. Wieczorem lepiej mieć się na baczności, różnie bywa z towarzystwem na ulicy.





Większość czasu spędzaliśmy w okolicy Rynku Głównego. Można tam spacerować i spacerować. Atmosfera Krakowa wydaje się spokojna w porównaniu do np. Warszawy czy Gdańska. Nie ma takiej gonitwy. 

Wejście do Kościoła Mariackiego kosztuje 6 zł / 3 zł. To niedużo a warto wejść i zobaczyć jak wygląda. Z zewnątrz to ogromna, gotycka budowla. Wewnątrz mały a może nawet klaustrofobiczny. To wszystko zdobione przez witraże oraz Ołtarz Wita Stwosza. 





Pomnik Adama Mickiewicza
Nieodłącznym elementem są również krakowskie kwiaciarki zlokalizowane k. Mickiewicza. A Sukiennice zarówno za dnia jak i wieczorem mogą wywrzeć wrażenie. Jednak wewnątrz na straganach do nabycia przeróżne produkty. Od lokalnych aż po ... Bałtyk i nie wiadomo co jeszcze.



Od Rynku Głównego odchodzi jedna ze słynnych ulic. Floriańska. Sporo sklepików, lokali oraz Dom Jana Matejki.




Stąd niedaleko do Galerii Krakowskiej - centrum handlowe oraz dworca kolejowego.

Ulica Grodzka, na której znajduje się kościół Piotra i Pawła i Pomnik Piotra Skargi.


Pomnik Piotra Skargi


Idąc  prosto będziemy zmierzać w kierunku Wawelu. Ten dzień był akurat pochmurny w porównaniu do poprzedniego i było chłodniej. Po drodze można skorzystać z kawiarni i wypić ciepły napój. Rynek Główny ze swoimi uliczkami, Wawel, dworzec kolejowy, wszystko jest blisko siebie. Naprawdę nie trzeba długo iść, aby dotrzeć do celu. W końcu dotarliśmy i na Wawel :)









Makieta Zamku
Dziedziniec Arkadowy


Całkiem przyjemne widoki rozpościerały na tyłach Zamku na Wisłę i część miasta. To tam również, ale już niżej znajduje się Smocza Jama, którą oczywiście odwiedziłem. Udało się nawet uchwycić moment, w którym Smok zionął ogniem :)













Na wspomnianej  ulicy Grodzkiej jest  sklep, kojarzący się jednoznacznie z Krakowem. Mowa o Krakowskim Kredensie. Na pewno można tam kupić "sympatyczne" produkty jako upominek.










Ostatni wieczór zakończył się w restauracji na Rynku Głównym. Zanim jednak do niej dotarliśmy, dobrą godzinę poszukiwaliśmy ciekawego, odpowiedniego naszym zdaniem lokalu. W końcu udało się znaleźć. Klimatyczną, przytulną, ciepłą restaurację Staropolska. Było smacznie i nie bardzo drogo. Porównując do innych miejsc obok czy Wierzynka. 
Po kilku godzinach spędzonych wewnątrz, spotkanie z zewnętrznym światem było zimne, mokre i trochę zamglone.








Do Krakowa na pewno wrócimy. Nie byliśmy w wielu miejscach w mieście  a chciałbym też jeszcze udać się poza nie. Panuje tam dobra, spokojna atmosfera. Jednak różnica w jakości powietrza - na minus jest naprawdę odczuwalna. 

Zdjęcia z Krakowskiego Kredensu, napisu I love Kraków są autorstwa mojego kompana podróży.


sobota, 5 października 2013

Trójmiasto ekspresem

Ostatni pobyt na północy naszego kraju był chyba ostatnim odpoczynkowym. Co prawda podróże pociągami okazały się męczące, ale po mimo tego jestem zadowolony. Zdecydowanie lepiej mi się wracało, ponieważ jechaliśmy bez przesiadek a także pewnie dlatego, że nie była to noc.

Oprócz spotkania ze znajomymi korzystaliśmy z wolnego czasu tyle ile się dało. Oczywiście przespacerowaliśmy się po Starym Mieście, odwiedzając między innymi Fontannę Neptuna, Dwór Artusa czy Ratusz. Zawitaliśmy również na krótko do Gdyni. Wszystko odbywało się w tempie ekspresowym.  Pogoda była wspaniała jak na kilkudniowy wypad.









Wystarczyło nawet czasu, aby podjechać do Galerii Bałtyckiej na mały rekonesans, ale też na obiad.. Zdecydowaliśmy się na posiłek w Asia Hung. Było bardzo smacznie i w rozsądnej cenie. 

Klimat Trójmiasta nie zmienił się, jest taki sam jak kilka lat temu. Lubię tam przyjeżdżać.

 Na pochwałę zasługuje system transportu miejskiego. Jest sprawny, szybki i dość punktualny. Korzystałem z  SKMki, tramwajów oraz gdyńskich trolejbusów. Cena biletu 24h w Gdańsku to 12zł , ulgowy 6zł. A zwykły jednorazowy ulgowy bilet w Gdyni to koszt 1,50zł. Bilety na SKM są w różnych cenach. Zależą od tego dokąd chcemy jechać.

Oczywiście wieczornego spaceru plażą zabraknąć nie mogło, zostawiam Was z tym widokiem.



 P.S. Wzburzenie Bałtyku było mniejsze niż by mogło się wydawać ze zdjęcia :)


Dziękujemy, że jesteś z nami. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękujemy za odwiedziny i komentarz, zapraszamy do obserwowania. Jeżeli komentujesz jako "Anonimowy" podpisz się proszę, żebym wiedział jak mam do Ciebie się zwracać. Jednocześnie informujemy, że odwiedzamy komentujących. Nie ma potrzeby zostawiania adresu strony.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Printfriendly